Strona:Julian Ursyn Niemcewicz - Powrót posła.djvu/62

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
Starościna.

Eh! vous me sacrifierés tak maleńkie względy,
Znieść karczmę, prospektowi czyni mi zawadę,
A gdzie młyn pozwól niech ja zrobię tam kaskadę;
Ach! co to za delicje, wśród wód tych mruczenia,
Wśród kwiatów, słodkie będę przywodzić wspomnienia,
A berżerek z daleka smutnie grając sobie,
Będzie wdzięków dodawał przy wieczornej dobie.

Starosta.

Jak też Waćpani możesz takich rzeczy prosić!
Mam znów żyda wypędzać, młyn i karczmę znosić?
Żeby zasadzać kwiaty i robić kaskady!

Starościna.

Toujours je vois en vous twardej duszy ślady,
Nie znasz się na tej tkliwej czułości, o Boże!
Co się to bardziej czuje, jak powiedzieć może.
Wszak posag mój wystarczy pono na kaskadę,
Si vous étes si cruel, to ja precz odjadę.

Starosta.

Pozwól Waćpani, niechaj pomówię wprzód z żydem,
Może się to ułoży.

Starościna.

To dla mnie jest wstydem,
Że tego na Waćpanu wyprosić nie mogę.

(Rzuca się na krzesło i omdlewa.)

Je suis mal, je me meurs!

Starosta (krzyczy.)

Ratujcie niebogę.