Strona:Julian Krzewiński - W niewoli ziemi.djvu/51

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

mgły, czy może z obawy, prześliznął mu się po krzyżu wstrętnem drżeniem. Machinalnie sięgnął po papierośnicę. Drab schwycił go za rękę żelazną, twardą dłonią.
— Chcę poczęstować papierosem... tłómaczył się, dopiero teraz uczuwając wieczorny chłód jesieni.
— Myślałem, że po spluwę... zaśmiał się napastnik i puścił jego rękę. Ten miał czas się już zastanowić i lewą ręką sięgnął do kieszeni paltota po paczkę papierosów, aby nie pokazać mu srebrnej papierośnicy. Podał nieznajomemu całą paczkę papierosów, a ten z uprzejmym gestem przyjął papierosy, natychmiast rozpieczętował i poczęstował Anatola z paczki. Ten wziął jednego. Napastnik swoją zapałką naprzód jemu, potem sobie zapalił, dodał »serdeczne Bóg zapłać!« i zaczął się powoli oddalać.
Anatol czekał chwilę oszołomiony tą krótką sceną, czy nie wyjdą gdzieś z ukrycia towarzysze poprzedniego.
Zaciągnął się papierosem i uczuł w tej chwili coś w rodzaju pogardy dla samego siebie z powodu tego przedchwilowego strachu, jakiemu uległ. Uczuł nieprzepartą potrzebę zrehabilitowania się wobec pojęcia swojego o sobie samym i niewiele się namyślając,