Strona:Julian Krzewiński - W niewoli ziemi.djvu/50

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

mężczyźnie, poświęcenia i, jak u niej, sympatycznej uniżoności.
Porównywał Anatol brak wszelkiego narzucania się z jej strony, brak wszelkich wobec niego wymagań ze scenami, z zazdrościami innych kobiet.
Powoli i ta postać rozpłynęła się we mgle...
Zatrzymał się i zadumany wpatrywał się w dal.
Mgła coraz bardziej opadała, czyniąc niewidzialnymi brzeg i rzeki. Oko patrzącego ginęło w bezkresie, jakgdyby stał nad oceanem. Jakaś jaśniejsza latarnia z drugiego brzegu przypominała morską. Jednostajna cisza naruszana jedynie szumem płynącej rzeki działała kojąco na nerwy neurastenika i stał tak wpatrzony w dal, starając się myślą przenieść w te odległe czasy, odległe kraje i odległe uczucia.
Nagle z obsłonek mgły wyłoniła się ciemna postać zupełnie realna, w oczy Anatolowi zaświeciła elektryczna latarka, owionął go oddech przesycony gorzałą i machorką. Bezczelna andrusowska morda, uśmiechnięta od ucha do ucha niemożliwym basem przemówiła:
— Szanowny obywatelu, czy mógłbyś ochfiarować mi papierosa?
Stefanowskiego obleciał strach, nieprzyjemny dreszczyk czy z zimna, czy z te wilgotnej