Strona:Julian Krzewiński - W niewoli ziemi.djvu/38

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

sobie w ten sposób zrewanżować poczciwemu Stefanowi.
Tu »wujo« uścisnął obie dłonie Anatola bardzo serdecznie, jakby dziękując w imieniu amfitrjona za przyjęcie zaproszenia:
Teraz Anatol zwrócił się do niezwykle, jak na niego, poważnego Karola.
— Wprawdzie domyślam się, że jesteś śpiący, ale jednakże twoja powaga jest zbyt niezwykła nawet przy twem zmęczeniu.
Roześmiał się szpareczkami swych oczu, ale jakby z pewnym przymusem.
— Spałem tak krótko, — odrzekł, — a potem fabryka, nic dziwnego.
— Coś ci jest? Jesteś niezwyczajny... zauważył Anatol i westchnął.
Uczuł w sobie jakby żal do Karola, że ten nie spełnia swego obowiązku zwykłego rozpraszania chmur i podniecania w nim chęci do życia.
Miał żal podświadomy, jak się go ma do słońca, za to, że je na chwilę chmura zakrywa.
Wcisnął cytrynę do herbaty i prawie duszkiem wypił. Na propozycję wuja kazał podać drugą.
Wuj zatopił się w studjowaniu dzienników i dwaj młodzi mogli spokojnie rozmawiać.
Karol, jakby po pewnem wahaniu, przy-