Strona:Julian Krzewiński - W niewoli ziemi.djvu/37

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Co pijesz? Kawę, herbatę? A może ciasteczek?
Skinął przytem protekcjonalnie na kelnera.
Był to jego stały zwyczaj częstować wszystkich, jakgdyby miał zamiar regulować rachunki tyczące całego ich »sztamtiszu«.
Anatol obstalował herbatę i do niej pół cytryny, a wuj objął go serdecznie wpół i tajemniczo szeptał mu do ucha, wytrzeszczając beretowo oczy, że ma dla niego zaproszenie na dziś wieczór do pewnej nieznanej mu knajpki, aż na Pradze.
— Widzisz, chłopeczku, Alfi wygrał wczoraj grubszą sumę w baka i chce to przełamanie pecha oblać gruntownie. Podobno tam jest bardzo dobra knajpka, nigdy tam nie byłem. Tanio, uważasz mnie, bardzo tanio i bardzo smacznie. Tutaj za drogo dla biednego artysty, a chciałby się zrewanżować za te nasze fundy, niby że nam wszystkim i Kądzielskiemu.
»Wujo« jako żywo nigdy nikomu nic nie zafundował, ale uogólnianie było jego znaną słabostką.
— Jakto i Kądzielski pójdzie do trzeciorzędnej knajpy, — spytał Stefanowski z niedowierzaniem.
— Pójdzie, już obiecał. Znasz go, to dżentelmen, choćby nie miał ochoty, pozwoli się