Strona:Julian Krzewiński - W niewoli ziemi.djvu/22

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Ciągnął dalej:
— Teraz dopiero nastąpił cały szereg niepowodzeń i zawodów. Ale, ale... Muszę ci powiedzieć, o co chodziło mojemu szwagrowi. Przyjeżdża kiedyś konno do mnie, zastał mnie w podworcu. Konia oddał mojemu karbowemu do trzymania, wziął mnie pod rękę i poprowadził zdała od pracujących.
Karbowy zawołał wtedy za mną:
— Tylko niech pon długo nie marudzi, bo jo ni mom caszu.
Na to mój szwagier poczerwieniał, jak burak, podszedł do karbowego i jak wrzaśnie:
— Milczeć, psia krew! Nie masz tu nic do rozkazywania!
Musiałem go prawie siłą odciągnąć, bo byłby się ze szpicrutą na niego rzucił.
Zaczął mi dopiero dowodzić, że to są skutki mojego postępowania z chłopami. Opowiadał mi, że słyszał, jak któryś z moich parobków miał odpowiedzieć na pytanie czyjeś, co porabia pan Stefanowski: »jaki on tam pan, kiedy siaduje z nami w karczmie i rękę nam podaje«. Mówił mi, jak cała okolica jest na mnie oburzona, i t. d. Chociaż przyznawałem mu w duszy trochę słuszności, jednak ubódł mnie jego mentorski ton wobec mnie i posprzeczaliśmy się na dobre. Niestety, miałem się wkrótce przekonać, o jego słuszności i że