Strona:Julian Krzewiński - W niewoli ziemi.djvu/15

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

sympatycznie gada. Zostań chwilę jeszcze. Przecież samego mnie nie zostawisz. Przez ciebie nie poszedłem z innymi, a do domu nie pójdę za nic, bo czuję, że nieprędkobym zasnął.
No i zostali obaj.
Trącili się kieliszkami i wypili.
Anatol wyjął papierośnicę, poczęstował Karola.
Zapalili, a Anatol zaczepił towarzysza na przerwany temat.
— Naucz ty mnie, jak to się myśli, jak się żyje, żeby mieć taki humor, jak ty i taki brak wszelkiej troski.
— Mój drogi, — rzekł na to Karol, — jeżeli ktoś myśli o tem, jak to zrobić, to nic z tego nie wyjdzie. Moje usposobienie jest mi wrodzone. Myśli mi towarzyszące wypływają same przez się z tego usposobienia i nasycone są beztroskim humorem, jak źródło wypływając z gruntu, przesyca się jego właściwościami chemicznemi.
Anatol zaciągnął się głęboko dymem papierosa, spojrzał w przestrzeń i zamyślił się na chwilę.
— Nieraz postanawiałem zerwać z dotychczasowem życiem — przemówił nareszcie zamyślony, jakby mówiąc do siebie, jakby nie troszcząc się, czy go kto słucha, — postana-