Strona:Jules Verne - Piętnastoletni kapitan.djvu/23

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

opieram na fakcie, że nie widzę u boków tonącego statku ani jednej łodzi ratunkowej. Gdyby osada była przyjęta na pokład tamtego statku, — szalupy byłyby pozostały.
— Może jednak zostały one porwane falami — nieśmiało odważył się wtrącić swe zdanie miody Dick.
— Byłyby wtedy pozostały resztki sznurów, a tych nie widzę tutaj — odpowiedział kapitan. — Stwierdza to, iż były opuszczane na wodę przez samą załogę.
— A więc w takim razie należy jedynie prosić Boga, ażeby nieszczęśliwym pozwolił cało dotrzeć do brzegów — żałośliwym głosem powiedziała pani Weldon.
— Niestety!.. Staćby się to mogło cudem chyba jedynie. Najbliższy ląd jest tak daleko, iż nadzieje ocalenia równa się zeru.
— Mamo, mamo! — wmieszał się nieoczekiwanie do rozmowy mały Janek — mnie się zdaje, iż z tamtego statku dochodzi do nos głos jakiś. Może więc tam ktoś pozostał?
Te słowa chłopczyny zastanowiły wszystkich. Zaczęli się uważnie przysłuchiwać.
— Mam wrażenie — powiedział nakoniec Dick — jakbym słyszał szczekanie psa.
— Tak jest, — zawołał radośnie Janek — to piesek szczeka! My go uratujemy, nieprawdaż mamusiu?...