Strona:Joseph Conrad - Zwycięstwo 02.djvu/38

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

słych ideałów. Później odkrył — jakże ci to wytłumaczyć? Wyobraź sobie że świat jest fabryką, a ludzie robotnikami. Otóż mój ojciec odkrył, że pensje były niewystarczające. Wypłacano je fałszywemi pieniędzmi.
— Rozumiem! — rzekła wolno Lena.
— Naprawdę zrozumiałaś?
Heyst, który mówił przedtem jak gdyby do siebie, spojrzał ku niej w górę z zaciekawieniem.
— Nie było to nowe odkrycie, ale ojciec włożył w nie całą siłę swej bezgranicznej pogardy. Potęga jej powinna była zniweczyć całą kulę ziemską. Nie wiem ile umysłów przekonał. Ale mój umysł był wówczas bardzo młody, i sądzę że młodość łatwo daje się uwieść — nawet przez negację. Ojciec mój był bardzo bezwzględny, a jednak nie pozbawiony litości. Opanował mię łatwo. Człowiek bez serca nie byłby mógł tego zrobić. Nawet dla głupców miał pewną wyrozumiałość. Umiał się oburzać, ale był za wielki aby drwić i dokuczać. To, co mówił, nie było i nie mogło być przeznaczone dla tłumu; mnie zaś pochlebiało, że znalazłem się wśród wybranych. Ludzie czytali jego książki, ale ja słyszałem jego żywe słowo, któremu nie mogłem się oprzeć. Zdawało mi się że ta dusza otwarła się przede mną, wtajemniczając mnie jednego w mistrzostwo swojej rozpaczy. Myliłem się zapewne. Jest coś z mego ojca w każdym człowieku, który żył już dosyć długo. Ale ludzie nic nie mówią. Nie mogą mówić. Nie umieją wziąć się do tego — a może nie przemówiliby nawet gdyby umieli. Człowiek jest na tej ziemi zjawiskiem przypadkowem, nie wytrzymującem ścisłego badania. Mój ojciec — ten dziwny człowiek — umarł spokojnie jak zasypiające