Strona:Joseph Conrad - Zwycięstwo 01.djvu/128

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

A tymczasem byłoby fatalnie, gdyby nas po nocy razem widziano. Nie wolno nam się zdradzić. Najlepiej rozejdźmy się zaraz. Mam wrażenie że się przed chwilą omyliłem; ale jeśli pani mówi, że biedna Schombergowa nie może sypiać po nocach, musimy być ostrożniejsi. Powiedziałaby wszystko temu łotrowi.
Gdy to mówił, dziewczyna wysunęła się z lekkiego uścisku jego ramion i stała obok niego, trzymając go wciąż mocno za rękę.
— O nie — rzekła z głębokiem przeświadczeniem. — Mówię panu, że ona nie ośmieli się ust przy nim otworzyć. I wcale nie jest taka głupia, jakby się zdawało. Nie zdradziłaby nas. Ona jest zdolna i do lepszych kawałów. Pomoże nam — napewno pomoże, jeśli wogóle ośmieli się coś zrobić.
— Zdaje mi się, że pani ocenia jasno sytuację — rzekł Heyst i w zamian za tę pochwałę dostał ciepły, przeciągły pocałunek.
Odkrył, że nie tak łatwo mu będzie z nią się rozstać, jak przypuszczał.
— Doprawdy — rzekł nim się rozeszli — nie wiem nawet jak pani na imię
— Nie wie pan? Nazywają mnie Almą. Nie mam pojęcia dlaczego. Takie jakieś głupie imię! A także Magdaleną. To wszystko jedno. Niech pan mię nazwie jak się panu podoba. Tak — tak, niech mi pan nada jakieś imię. Niech pan wymyśli takie, żeby brzmiało dla pana przyjemnie, — coś zupełnie nowego. Jakżebym chciała zapomnieć o tem, co było nim pana poznałam, tak jak się zapomina o złym śnie, który się skończył, i o lęku, i o wszystkiem! Spróbuję zapomnieć.
— Więc pani chce zapomnieć? — spytał szeptem. — To pani wolno. Rozumiem że kobiety łatwo