Strona:Joseph Conrad - Opowieści niepokojące.djvu/43

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Słuchał naszych głosów, gdyż jesteśmy ludźmi, którzy przemawiają otwarcie i bez strachu; liczył nasze włócznie, oglądał drzewa, bieżące wody, trawę nadbrzeżną, stoki naszych wzgórz. Udał się do kraju Matary i tam pozwolono mu wybudować dom. Handlował i sadził rośliny. Lekceważył nasze radości, nasze myśli i nasze troski. Twarz jego była czerwona, włosy jak ogień, oczy blade jak mgła nadrzeczna; ruchy miał ciężkie i mówił grubym głosem; śmiał się głośno jak głupiec i dwornie przemawiać nie umiał. Był to wielki, szyderczy mężczyzna, który patrzał w twarze kobiet i kładł rękę na ramieniu wolnych ludzi, jak wysoko urodzony władca. Znosiliśmy go cierpliwie. Czas mijał.
Stało się potem, że siostra Pata Matary uciekła z kampongu i zamieszkała w domu Holendra. Była to pani wielka i samowolna; widziałem raz, jak niewolnicy nieśli ją na plecach wysoko ponad tłumem. Twarz miała odkrytą i słyszałem jak wszyscy mężczyźni mówili, że piękna jest niezmiernie, że na jej widok milknie rozum a zachwyt serce porywa. Ucieczka jej przeraziła wszystkich. Twarz Matary poczerniała od hańby, gdyż wiedział, że obiecano jego siostrę innemu mężczyźnie. Matara poszedł do domu Holendra i rzekł: „Wydaj mi ją na śmierć — to córka wielkiego rodu“. Biały człowiek odmówił i zamknął się w domu, a służba jego wartowała dniem i nocą z nabitemi strzelbami. Matara pienił się z wściekłości. Brat mój zwołał naradę. Ale holenderskie statki krążyły w pobliżu i warowały chciwie u naszych wybrzeży. Więc brat mój rzekł: „Jeśli on teraz zginie, kraj za tę krew zapłaci. Poniechajmy go, póki nie staniemy się silniejsi i póki statki nie odjadą“. Matara był mądry, więc czekał i śledził Holendra. Lecz biały lękał się o jej życie i odjechał.
Zostawił swój dom, swoje plantacje i swój doby-