Strona:Joseph Conrad - Opowieści niepokojące.djvu/42

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

było gadaniny, ale po ich odjeździe wszystko wyglądało jak dawniej; widzieliśmy tylko obce statki krążące u naszych wybrzeży i kupcy holenderscy zjawili się niebawem pod rękojmią bezpieczeństwa. Mój brat był władcą i jednym z tych, którzy dali ową rękojmię. Byłem wówczas młody, walczyłem podczas zaburzeń, a Pata Matara walczył u mego boku. Dzieliliśmy głód, niebezpieczeństwo, zmęczenie i triumfy. Oczy jego chwytały szybko grożące mi ciosy, a moje ramię dwukrotnie ocaliło mu życie. Tak chciało jego przeznaczenie. Był moim przyjacielem. A słynął pośród nas i należał do tych, którzy otaczali mego brata — władcę. Przemawiał podczas obrad; odwaga jego była wielka; podlegało mu wiele osad leżących wokoło rozległego jeziora, które znajduje się w środku naszego kraju, jak serce znajduje się w środku ludzkiego ciała. Gdy wnoszono do kampongu miecz zwiastujący jego przybycie, w gaju owocowym szeptały rozciekawione dziewczęta, bogaci mężowie naradzali się w cieniu i przygotowywano ucztę wśród śpiewów i rozradowania. Cieszył się łaską władcy i miłością ubogich. Kochał wojnę, polowanie, wdzięki kobiet. Posiadał klejnoty, szczęśliwą broń i ludzkie przywiązanie. Był to mąż srogi; i nie miałem przyjaciela poza nim.
Dowodziłem wówczas strażą czuwającą u częstokołu, zbudowanego przy ujściu rzeki, i w imieniu mego brata pobierałem myto od przejeżdżających czółen. Pewnego dnia zobaczyłem holenderskiego kupca kierującego się w górę rzeki. Miał z sobą trzy łodzie; nie zażądałem od niego myta, ponieważ dym holenderskich statków unosił się nad horyzontem i byliśmy jeszcze za słabi, aby zapomnieć o traktatach. Pojechał w górę rzeki pod rękojmią bezpieczeństwa, a brat mój udzielił mu opieki. Holender oświadczył, że przybywa, aby z nami handlować.