Strona:Joseph Conrad - Opowieści niepokojące.djvu/126

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

kowny pułk. Były oficer stał się opryskliwy, sarkastyczny i skłonny do mówienia przykrych rzeczy. Uważał to za „szczere postępowanie“. Obaj obliczyli już dawno swoje procenty z handlu, włączywszy do ogólnej sumy ostatni nabytek „tego niecnego Makoli“. Postanowili także nic o tej sprawie nie mówić. Kayerts wahał się z początku ze strachu przed dyrektorem.
— Nie bój się — widział on i gorsze sprawki knute pokryjomu — utrzymywał Carlier, śmiejąc się chrapliwie. — Nie będzie ci wdzięczny, jeżeli się wygadasz. Nie jest lepszy ani od ciebie, ani ode mnie. Kto mu doniesie, jeśli będziemy trzymać język za zębami?
Otóż to właśnie! Poza nimi nie było tam nikogo; i — pozostawieni sam na sam ze swoją słabością — stawali się z dnia na dzień podobniejsi do współwinowajców niż do przyjaciół. Od ośmiu miesięcy nie mieli z domu żadnych wiadomości. Każdego wieczoru mówili: „Jutro przypłynie parowiec“. Ale jeden z parowców Spółki rozbił się i zatonął, a dyrektor jeździł na drugim, odwiedzając bardzo odległe i ważne stacje na głównej rzece. Uważał, że bezużyteczna stacja i bezużyteczni ludzie mogą poczekać. A tymczasem Kayerts i Carlier żywili się ryżem gotowanym bez soli i przeklinali Spółkę, całą Afrykę i dzień swego urodzenia. Trzeba samemu przejść taką dietę, aby przekonać się, jaką okropną przykrością może się stać przełknięcie pożywienia. Na stacji nie było dosłownie nic poza ryżem i kawą; a kawę pili bez cukru. Ostatnie piętnaście kawałków zamknął Kayerts uroczyście w swojej skrzynce obok małej butelki konjaku, „na wypadek choroby“ — objaśnił. Carlier był tego samego zdania. „Kiedy się jest chorym“ — oświadczył — „każdy taki nadprogramowy kąsek rozwesela człowieka“.