Strona:Joseph Conrad - Opowieści niepokojące.djvu/125

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

i zbliżać, przyciągać ich, patrzeć na nich, ogarniać ich opieką nieodpartą, poufałą i wstrętną.
Dni zbiegały się w tygodnie, tygodnie w miesiące. Ludzie Gobili bębnili i wrzeszczeli do każdego księżyca na nowiu, jak i dawniej, ale trzymali się od stacji zdaleka. Makola i Carlier wyruszyli raz czółnem do jednej z wiosek, aby nawiązać znów stosunki, ale zostali przywitani deszczem strzał i musieli co tchu uciekać, aby ujść z życiem. Ta wycieczka wznieciła niepokój nad dolną i górną rzeką — wzburzenie ludności przejawiało się wyraźnie przez szereg dni. Parowiec spóźniał się. Z początku Carlier i Kayerts mówili wesoło o tem opóźnieniu, potem ogarnął ich niepokój, a wreszcie zgnębienie. Sytuacja stała się poważna. Zapasy się kończyły. Carlier zarzucał z brzegu wędkę, ale woda w rzece opadła i ryby trzymały się w środku łożyska. Nie śmieli zapuszczać się daleko od stacji na polowanie. A przytem w nieprzebytym lesie trudno było o zwierzynę. Carlier zastrzelił raz płynącego rzeką hipopotama. Nie mieli dość wielkiej łodzi, aby zabezpieczyć go od zatonięcia i poszedł na dno. Kiedy znów wypłynął, prąd uniósł go daleko i cielsko zostało wyłowione przez ludzi Gobili. Była to dla nich okazja do uroczystego obchodu narodowego, ale Carlier dostał napadu wściekłości i rozwodził się nad koniecznością wytępienia wszystkich Murzynów, aby można było wyżyć w tym kraju. Kayerts wałęsał się w milczeniu; spędzał całe godziny, wpatrując się w fotografję swojej Melie. Portret przedstawiał dziewczynkę o długich, wyblakłych warkoczach i nieco kwaśnym wyrazie twarzy. Nogi Kayertsa bardzo były spuchnięte i chodził z wielką trudnością. Carlier, podkopany przez febrę, nie spacerował już po zawadjacku, tylko łaził chwiejnym krokiem, zachowując jeszcze minę wyzywającą, jak przystało na człowieka, który pamiętał swój szy-