Przejdź do zawartości

Strona:Joseph Conrad - Między lądem a morzem.djvu/216

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

czegóż nie napisze do mnie — wcale przyzwoitego przyjaciela, umiejącego wybaczyć długie milczenie i zrozumieć, że człowiek, przeżywający okres nieziemskiej błogości, może o wszystkiem zapomnieć. Czekałem wciąż z wyrozumiałością, ale nic nigdy nie nadeszło. I doznałem wrażenia, że wschód usunął się z mego życia bez echa, niby kamień padający w studnię niezmiernej głębokości.

IV

Zdaje mi się, że chwalebne pobudki usprawiedliwiają dostatecznie prawie każdy postępek. Co mogłoby zasługiwać w teorji na większą pochwałę, niż postanowienie dziewczyny, że oszczędzi kłopotów „biednemu tatusiowi“; cóż godniejszego uznania od usiłowań jej, aby z drogi ukochanego usunąć każdą sposobność do popędliwego czynu, któryby mógł zagrażać wspólnemu szczęściu?
Trudno sobie wyobrazić troskliwsze i przezorniejsze postępowanie. Musimy wziąć także pod uwagę samodzielny charakter Frei i ogólną niechęć kobiet — mam na myśli kobiety rozsądne — do rozgłaszania spraw podobnych.
Wiemy już, że Heemskirk zjawił się w zatoce Nelsona wkrótce po przybyciu tam Jaspera. Widok brygu, który zarzucił kotwicę tuż pod bungalowem, był mu wysoce nieprzyjemny. Nie pomknął na brzeg lotem strzały, nim jeszcze kotwica dna sięgnęła, jak to było zwyczajem Jaspera. Przeciwnie: włóczył się po rufie, mrucząc coś pod nosem, a gdy wydał rozkaz spuszczenia łodzi, czuć było gniew w jego głosie. Istnienie Frei, porywające Ja-