Strona:John Galsworthy - Przebudzenie.pdf/208

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Ten „drab“ grał tego lata doprawdy jakąś poważną, choć niewidzialną rolę — ponieważ już nie pojawił się powtórnie. Od owej niedzieli, kiedy to Fleur zwróciła uwagę na jego kocie spacery po łące, Soames myślał o nim wiele, zawsze wiążąc osobę jego z Anetką — choć po temu nie miał innej przyczyny, jak tą, iż żona stała się od pewnego czasu o wiele powabniejszą niż dawniej. Jego instynkt posiadania, subtelniejszy, mniej formalny i hardziej elastyczny po przeżyciach wojennych, zachował całe podłoże dawnej nieufności i lęku. Jak, spoglądając na spokojną i miłą rzekę amerykańską zdaje sobie człowiek sprawę, iż tam w mule może czai się z rozwartą paszczęką aligator, nie odróżniający się od pierwszej lepszej kłody drzewnej — podobnie i Soames spoglądał na rzekę własnej swej egzystencji, podświadomie wyczuwając w niej osobę Monsieur Profonda, jednakże wzbraniając się dostrzec coś więcej niż cień jego paszczy. W omawianej tu epoce swego życia miał faktycznie wszystko czego tylko pragnął i był w tej mierze szczęśliwy, ile mu tylko pozwalała jego natura. Zmysły jego już się uspokoiły; uczucia znajdowały całkowity upust w przywiązaniu do córki; zbiory jego cieszyły się rozgłosem; pieniądze zdołał ulokować wspaniale; zdrowie miał przepyszne, co najwyżej czasami dolegała mu wątroba; jak dotąd, nie zaczął jeszcze troskać się poważnie, co stanie się z nim po śmierci — a skłonny był myśleć, że poprostu nic się nie stanie. Podobny był do jednego ze swych fantów wartościowych o złoconych brzegach; zdzieranie pozłótki przez przyglądanie się czemuś, czego widoku mógł uniknąć, było (czuł to instyktownie) rzeczą opaczną i nie prowadzącą do niczego. Te dwa drobne utrapienia — kapryśność Fleur i pyszczek Mousieur Profonda — wytrącały go z równowagi nawet wtedy, gdy umyślnie przytulał do nich swą głowę.