Strona:John Galsworthy - Przebudzenie.pdf/209

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Owego wieczoru Przypadek, który nawiedza i najlepiej zabezpieczonych Forsyteów, włożył w ręce Fleur nitkę, po której dojść można było do kłębka tajemnicy. Ojciec przyszedł na kolację, nie wziąwszy z sobą chusteczki, a właśnie zdarzyła mu się potrzeba wytarcia nosa.
— Przyniosę ci chusteczkę, tatusiu! — zawołała Fleur i pobiegła na górę. W torebce — widocznie starej, bo okrytej spłowiałym jedwabiem — którą zaczęła przetrząsać, były dwie przegrody; w jednej z nich znajdowały się chusteczki, druga była zapięta i zawierała coś twardego i płaskiego. Fleur, wiedziona dziecinną pustotą, odpięła tę przegrodę. Była tam ramka, a w niej zobaczyła Fleur fotografję swoją własną z lat dziecinnych. Wpatrzyła się w tę fotografję, zachwycona tem wyobrażeniem samej siebie. Fotograf ja obsunęła się pod jej drżącym paluszkiem — a pod spodem ukazała się druga fotografja. Fleur ściągnęła ją jeszcze więcej w dół i ujrzała twarz młodej, bardzo przystojnej kobiety w bardzo staroświeckiej sukni wieczornej. Rysy tej twarzy wydały się Fleur skądciś znajome. Zasunąwszy zpowrotem swoją fotografję na dawne miejsce, wydobyła jedną z chusteczek i zeszła nadół. Dopiero na schodach zdołała sobie uświadomić, skąd twarz ta jest jej znana. Napewno — napewno matka Jona! Pewność ta uderzyła w nią jak młot. Stanęła cicho, oszołomiona przypływem myśli... A jakże, jakże!... Ojciec Jona poślubił kobietę, którą chciał wziąć za żonę jej ojciec... może nawet uwiódł mu ją, wydarł podstępnie... Potem, nie chcąc pokazać po sobie, że wykrada ojcu tajemnicę, zaniechała dalszych domysłów i weszła do jadalnego pokoju, powielając jedwabną chusteczką.
— Wybrałam najmiększą, tatusiu.
— Hm! — rzekł Soames. — Tych chusteczek używam tylko, gdy mam katar. Ale mniejsza o to!
Wieczór ten zeszedł Fleur na wiązaniu z sobą różnych