Strona:John Galsworthy - Posiadacz.pdf/78

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Fil nie wie, skąd wytrzaśnie parę groszy na jutrzejszy tytoń! Nie mogliby zrobić czegoś dla niego? Ale tacy są samolubni. Dlaczego nie mieliby budować will? Pełna była naiwnej wiary, prawdziwie wzruszającej i czasem zdolnej zdziałać cuda. Bosinney, do którego zwróciła się po doznaniu haniebnej porażki, rozmawiał z Ireną. Ożywienie i podniecenie Juny zgasło niby zdmuchnięte mroźnym powiewem. Z oczu jej buchnęły iskry gniewu, jak z oczu starego Jolyona, ilekroć ktoś ośmielił się stanąć wpoprzek jego woli.
I James sam był mocno podrażniony. Miał wrażenie, że ktoś próbuje pozbawić go prawa lokowania jego kapitałów na pięć procent. Żadna z własnych jego córek nie powiedziałaby nic podobnego. Był zawsze bardzo wyrozumiały w stosunku do swoich dzieci i świadomość tego faktu potęgowała jeszcze jego oburzenie. Zajął się swojemi truskawkami, oblał je powodzią śmietanki i zaczął zjadać je pośpiesznie. — Tego przynajmniej nie da sobie odebrać.
Nic dziwnego, że był zgnębiony. Od pięćdziesięciu czterech lat (zdobył stanowisko notarjusza w najwcześniejszym, dopuszczalnym przez prawo wieku), poświęcał się wyłącznie zabezpieczaniu sum hipotecznych, lokowaniu kapitałów na murowanie pewny wysoki procent, prowadzeniu spraw na zasadzie wyciągania dla samego siebie i klijentów swoich najwyższej dochodowości przy możliwie największem bezpieczeństwie lokaty, obliczaniu ścisłych możliwości pieniężnych we wszelkich okolicznościach życia, tak że wkońcu przywykł myśleć wyłącznie kategorjami pieniężnemi. Pieniądze były dla niego teraz światłem, którego promienie uwypuklały mu rzecz każdą, tak że bez nich nie umiałby nic widzieć, nie mógłby dostrzegać zjawisk. I to jemu właśnie rzucono w twarz — i kto rzucił?! — niesłychane takie słowa: