Strona:John Galsworthy - Posiadacz.pdf/65

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

głową, nie zgodziłby się pod żadnym pozorem zmienić na wygodniejszy. Oczy jego prześlizgiwały się z butelki na butelkę. Rozważał w myśli, rozumując w sposób następujący:
— Jolyon wypija szklaneczkę, albo co najwyżej dwie; bardzo dba o swoje zdrowie. Jamesowi niewolno teraz wcale pić wina; Mikołaj... Fanny?... I oni napewno żłopią po dawnemu wodę. Soames nie liczy się; chłopcy, bratankowie jego — Soames skończył trzydzieści jeden lat — nie umieją wcale pić! Ale Bosinney? Natrafiwszy w samem brzmieniu nazwiska intruza na coś wykraczającego poza ramy zwykłej swojej filozofji, zahaczył się Swithin. Targnął nim niepokój. Coś jak złe przeczucie! Nie umiałby tego określić bliżej!... Juna — to tylko dziewczyna, w dodatku zakochana. Emilja, żona Jamesa, nie od tego, aby wypić szklaneczkę szampana. A co do Hetty Chessmann! Myśl o starej przyjaciółce zasępiła niezmąconą dotychczas pogodę jego oczu. Można się spodziewać, że wytrąbi odrazu pół butelki.
Wspomnienie pozostałego, ostatniego ze spodziewanych gości rozpromieniło starczą jego twarz, nadając jej wyraz kota pomrukującego z zadowolenia. Pani Soamesowa! Może nie wypije wiele, potrafi jednak ocenić zalety wina, które jej podadzą. Przyjemnie jest podać jej dobre wino! Śliczna kobieta — prawdziwie z nią sympatyzuje!
Sama myśl o niej podniecała jak szampan. Przyjemnością jest podawanie dobrego wina młodej kobiecie, takiej pięknej, tak doskonale umiejącej ubierać się, posiadającej tak czarujące manjery, niezmiennie dystyngowanej — przyjemnością przyjmowanie jej u siebie. Unieruchomiona pomiędzy dwoma szpicami kołnierzyka głowa jego z wysiłkiem poruszyła się po raz pierwszy tego wieczora.