Strona:John Galsworthy - Posiadacz.pdf/445

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

co mogłoby ujawnić jego tożsamość. Jadę tam zaraz; ty i twój syn powinnibyście pojechać ze mną także.
Ponieważ ani James ani Soames nie zaoponowali przeciwko tej dyrektywie, wyszedł pierwszy z pokoju.
Dzień był jasny i bezwietrzny, jadąc więc ze Stanhope Gate do Park Lane, nie kazał Jolyon opuszczać wieka landa. Oparty na wyściełanych poduszkach, kończąc swoje cygaro, z lubością wchłaniał w siebie rzeźwiące powietrze i przyglądał się z przyjemnem uczuciem ożywionemu ruchowi kołowemu i pieszemu, dziwnej, paryskiej rzec można, wesołości, jaką pierwszy pogodny dzień po długotrwałym deszczu i mgle opromienia ulice Londynu. Czuł się tak szczęśliwym, jak już nie był oddawna; od miesięcy całych. Przestała go już dręczyć myśl o konieczności wyspowiadania się przed Juną; miał na widoku w niedalekiej przyszłości stałe towarzystwo syna i wnucząt — (wyznaczył synowi rendez-vous w jego Klubie celem przedyskutowania raz jeszcze sprawy) nadto mile podniecała go myśl o spotkaniu z Jamesem i „posesjonatem“ i odniesieniu ostatecznego nad nimi zwycięstwa w sprawie domu.
Teraz kazał opuścić kapotę powozu; nie był usposobiony do przyglądania się wesołemu ruchowi ulicznemu, zresztą nie uchodziło, aby widziano kogoś z Forsytów, jadącego w towarzystwie inspektora policji.
W powozie inspektor znów mówić zaczął o wypadku:
— Mgła nie była wtedy właśnie tak bardzo gęsta. Woźnica utrzymuje, że zabity powinien był mieć dość czasu na rozejrzenie się, gdzie jest, ale zdawać się mogło, że lezie wprost pod koła. Okazuje się, że interesy jego były w bardzo kiepskim stanie; znaleźliśmy w jego mieszkaniu kilka kwitów zastawowych; rachunek jego w banku był przekroczony, w dodatku ten proces, o którym wspominają dzisiejsze gazety —
Zimne, niebieskie oczy policjanta przenosiły się kolejno