Strona:John Galsworthy - Posiadacz.pdf/36

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Soames zaczerwienił się; nagłe rumieńce szybko zjawiały się i równie szybko znikały z płaskich jego policzków i sadowiły się pomiędzy oczami, gdzie już pozostawały, jako zewnętrzna oznaka niepokojących go myśli.
— Nie pojmuję, co ona widzi w tym postrzeleńcu — wybuchnął, spostrzegłszy jednak, że nie są już sami, przerwał rozmowę, powracając ponownie do badania świecznika.
— Podobno Jolyon kupił jeszcze jeden dom — ozwał się tuż obok glos Soamesowego ojca — musi mieć multum pieniędzy, więcej, aniżeli wie, co ma z niemi zrobić! Ma to być na Montpellier Square; w sąsiedztwie Soamesa! Nigdy mi nikt o tem nie mówił. Irena nie opowiada mi nigdy nic.
— Świetnie położony; o dwie minuty ode mnie — poinformował Swithin — a z mojego mieszkania nie trwa droga do Klubu dłużej niż osiem minut.
Kwestja położenia ich domów była dla Forsytów wagi decydującej, co zresztą było rzeczą naturalną wobec tego, że tkwiła w tem cała istota ich powodzenia.
Ojciec ich, pochodzący z rodu farmerów, przybył z Dorsetshire w początku stulecia.
„Najstarszy Forsyte z Dorsetu“ — jak nazywali go bliscy przyjaciele, był z zawodu kamieniarzem, który doszedł do stanowiska majstra budowlanego. Ku końcowi życia przeniósł się do Londynu, gdzie prowadził roboty aż do swojej śmierci i pochowany został w Highgate. Pozostawił dziesięciorgu dzieciom swoim zgórą trzydzieści tysięcy funtów do podziału. Stary Jolyon, mówiąc o nim — o ile wogóle o nim wspominał — nazywał go „twardym, gruboskórym człowiekiem, pozbawionym wszelkiej ogłady“. Następne zkolei pokolenie Forsytów czuło w istocie, że przodek ten nie przynosił im wielkiego zaszczytu. Jedynym wytworniejszym