Strona:John Galsworthy - Posiadacz.pdf/355

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Mocno zatrzasnąwszy drzwi za sobą, minęła posępny, wskutek brunatno-żóltawych ścian, korytarz, na który wychodził nieskończony szereg ponumerowanych ciemno-dębowych drzwi. Winda zjeżdżała nadół, otulona więc w swój wieczorowy płaszcz z podniesionym kołnierzem, świadoma, że każdy jej jasnoblond włos na głowie ułożony jest na właściwem miejscu, czekała nieporuszenie, aż dźwig zatrzyma się na jej piętrze. Żelazne wrota rozwarły się; weszła. Znajdowały się już wewnątrz trzy osoby: mężczyzna w szerokiej białej kamizelce, z szeroką, gładką niby dziecięcą twarzą i dwie wiekowe damy czarno ubrane, z mitenkami na rękach.
Pani Mac Anderowa uśmiechnęła się do nich; znała się z każdym i owi troje, dotychczas zadziwiająco milczący, zaczęli rozmawiać wszyscy naraz. Stanowiło to tajemnicę powodzenia pani Mac Anderowej. Prowokowała rozmowę.
Rozmowa ta prowadzona była bez przerwy przez cały czas zjeżdżania z piątego piętra, podczas którego chłopiec obsługujący windę stal odwrócony, wysadziwszy cyniczną twarz poprzez żelazne pręty.
Na dole rozstali się; mężczyzna w białej kamizelce udał się do sali bilardowej, wiekowe damy — do jadalni na obiad, zamieniwszy po drodze parę uwag w rodzaju: „Jaka mila, sympatyczna kobietka!“ i „taka terkotka“ — a pani Mac Anderowa do dorożki.
Ilekroć pani Mac Anderowa obiadowała w domu Tyma, rozmowa (mimo że on sam nigdy nie dawał się nakłonić do uczestniczenia w tych przyjęciach), przybierała szerszy, bardziej światowy charakter, tak lubiany przez Forsytów, i to właśnie czyniło damę tę tak bardzo pożądanym u nich gościem.
Pani Smallowa i ciotka Hester uważały jej obecność za rozweselającą rozrywkę. „Gdyby tylko — mawiały —