Strona:John Galsworthy - Posiadacz.pdf/320

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Coś musiało być widocznie mocno nie w porządku, nie śmiała jednak wprost zapytać o to młodą dziewczynę, która stała przed nią, wyprostowana, szczupła, drobna, z wyrazem stanowczości na twarzy, z mocno zaciśniętemi szczękami i pełnemi smutku oczami. Nie było zwyczajem pani Baynesowej bać się zadawania pytań — podstawą organizacji było zadawanie pytań!
Tutaj wynik tak był poważny, że silne zazwyczaj jej nerwy do głębi były wstrząśnięte. Nie dalej jak tego rana mąż jej powiedział:
— Śmiało szacować można starego Forsyta na jakie sto tysięcy funtów!
A wnuczka jego stała tutaj, wyciągając rękę — wyciągając rękę!
Tak łatwo może — Bóg wie doprawdy! — wymknąć się szansa utrzymania jej w rodzinie, a mimo to pani Baynesowa nie śmie mówić.
Wzrokiem odprowadziła Junę aż do drzwi.
Zamknęły się za nią.
Z nagłym okrzykiem pobiegła ku drzwiom, przelewając z boku na bok masywne swoje kształty i pośpiesznie raz jeszcze je otworzyła.
Zapóźno! Usłyszała zatrzaśnięcie frontowego wejścia, stanęła więc z wyrazem głębokiego zgnębienia i gniewu na pulchnej twarzy.
Juna pośpieszyła wzdłuż skweru z chyżością ptaka. Znienawidziła teraz tę kobietę, którą w dawnych, szczęśliwszych czasach uważała za tak poczciwą. Czy zawsze odsuwana być ma w ten sposób od prawdy i wystawiana na tak dręczącą niepewność?
Najlepiej zrobi, jeżeli pójdzie wprost do Fila i zapyta go, jakie są jego zamiary. Ma prawo wiedzieć. Idąc za tym popędem, pośpieszyła na Sloan Street do domu, w którym mieszkał Bosinney. Wpadłszy przez bramę na