Strona:John Galsworthy - Posiadacz.pdf/321

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

dole, wbiegła na schody z boleśnie tłukącom w piersi sercem.
Na trzeciem piętrze stanęła na chwilę dla zaczerpnięcia oddechu i, trzymając się poręczy, stała nadsłuchując. Z góry nie dochodził żaden dźwięk.
Z pobladłą ze wzruszenia twarzą weszła na ostatnie piętro, gdzie odrazu rzuciły jej się w oczy drzwi z tabliczką z jego nazwiskiem. Stanowczość, która przywiodła ją aż tutaj, pierzchła nagle.
Zdała sobie odrazu sprawę ze znaczenia swojego kroku. Oblała ją gorąca fala wstydu; dłonie jej nawet zwilgotniały pod jedwabiem okrywających je rękawiczek.
Cofnęła się na schody, nie zeszła jednak niemi nadół. Oparta o balustradę krawędzi, usiłowała pokonać uczucie duszenia się i z przeraźliwą odwagą wlepiła oczy w drzwi. Nie! Nie zejdzie nadół! Co ją to obchodzi, co pomyślą o niej ludzie? Nikt się przecież nie dowie! Nie znajdzie znikąd pomocy, jeżeli sama sobie nie dopomoże. Wykona zamiar swój do końca!
Zmusiwszy się wysiłkiem woli do oderwania rąk od oparcia, pociągnęła za dzwonek. Drzwi nie otworzyły się; cały jej strach i wstyd odleciał ją odrazu; zadzwoniła jeszcze wielokrotnie, jakgdyby, pomimo pustek w pokoju, mogła wydostać odpowiedź z murów dokoła zamknięcia, zyskując tem nagrodę za przecierpiany z powodu przyjścia tutaj strach i wstyd. Drzwi nie otworzyły się jednak w dalszym ciągu, dała więc za wygranę dzwonieniu i usiadła na górnym podeście schodów z twarzą ukrytą w dłoniach.
Wreszcie przekradła się cichaczem nadół i wyszła na ulicę. Doznawała wrażenia, jakgdyby przebyła ciężką chorobę, pragnęła też jedynie dostać się zpowrotem do domu jak tylko się da najprędzej. Ludzie, których spotykała, zdawali się wiedzieć skąd powraca i co tam robiła. Nagle, na przeciwległym chodniku, ujrzała, zmie-