Strona:John Galsworthy - Posiadacz.pdf/284

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

całodziennej spiekocie. W powietrzu rozbrzmiewały liczne glosy, jedne donośne i rubaszne, inne ciche i pieszczotliwe, jakgdyby powierzające sobie wzajem ważne tajemnice.
Praktyczne oko Winifredy — była ona jedyną zpośród obecnych przedstawicielką Forsytów — odrazu dostrzegło niezajętą ławkę, na której siedli wszyscy czworo rzędem. Wielkie drzewo rozpościerało nad ich głowami zielony swój baldachim. Ponad rzeką ciemniała zwolna łuna zachodzącego słońca.
Dartie siedział na końcu ławki, tuż przy nim Irena, potem Bosinney, i wreszcie na drugim końcu — Winifreda. Zaledwie starczyło miejsce na czworo i wesoły światowiec czuł ramię Ireny przyciśnięte do jego ramienia. Wiedział, że nie może ona go wycofać, nie narażając się na zarzut szorstkości i to właśnie bawiło go; obmyślał też raz wraz jakiś ruch, który bardziej jeszcze przyciskał go do niej.
— Czekaj ty, „Piracie“, nie będziesz jej miał dla samego siebie wyłącznie! Doskonała pozycja! Nie trzeba lepszej! — mówił sobie w duchu.
Zdaleka, z ponad rzeki dolatywało ciche pobrzękiwanie na mandolinie i harmonijne głosy chóralne, śpiewające wesołą ludową piosenkę. Nagle wypłynął z za drzew blady jeszcze księżyc i, jakgdyby pod tchnieniem zimnego jego światła, powiało chłodem, ogrzanym ciepłemi falami aromatów lipowych.
Dartie, paląc cygaro, spoglądał ukradkiem na Bosinney’a, który siedział ze skrzyżowanemu na piersiach rękami, wpatrzony w przestrzeń, zdradzający wyrazem twarzy jakąś myśl dręczącą.
Dartie rzucił okiem na tę twarz, tak ukrytą w cieniu, rzuconym przez gęste ulistwienie drzewa, że wyglądała jak ciemniejsza jeszcze, żywa i oddychająca plama cienia, milcząca, tajemnicza, kusząca.