Strona:John Galsworthy - Posiadacz.pdf/285

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Nagła cisza zaległa hałaśliwy taras, jakgdyby wszyscy spacerujący wpadli w zadumę zbyt rozkoszną, aby wypowiedzieć ją słowami.
Dartiemu jeden tylko przyszedł na myśl wyraz: „Kobiety!“
Łuna zachodu gasła ponad rzeką, śpiewy umilkły; blady księżyc skrył się poza drzewem i wszystko dokoła pociemniało. Rozzuchwalony Dartie przytulił się szczelniej do Ireny.
Nie zraził go dreszcz, jaki wstrząsnął jej członkami, o które tak blisko się otarł, ani też pogardliwy błysk spojrzenia, jakiem go zmierzyła. Uczuł tylko, że próbuje odsunąć się od niego i uśmiech okolił jego usta.
Zaznaczyć należy, że światowiec wypił zupełnie dostateczną na swoją głowę porcję wina.
Odęte zmysłowe wargi pod starannie zafryzowanym wąsikiem i pełen zuchwałej złośliwości wzrok, utkwiony zukosa w twarzy Ireny nadawały mu podobieństwo do satyra.
Na szmacie nieba, widzialnym pomiędzy kępami wierzchołków drzew, wybłysnęły pierwsze gwiazdy; podobne do ziemskich śmiertelników zdawały się mrugać na siebie wzajem porozumiewawczo i wzajem z sobą szeptać. Taras ożywił się ponownie gwarem ludzkich głosów i Dartie pomyślał:
— O! Nie zazdroszczę Bosinney’owi! Nie wygląda na tryumfującego kochanka!...
I przysunął się bliżej jeszcze do Ireny.
Nie zyskał wszelako z jej strony należnego uznania. Podniosła się z ławki i wszyscy poszli za nią.
Wesoły światowiec umocnił się bardziej jeszcze w swojem postanowieniu przekonania się, z jakiej też ulepiona ona jest gliny. Na tarasie szedł tuż przy niej. Szumiało mu w głowie wypite wyśmienite wino. Z przyjemnością myślał o powrocie, o długiej jeździe w miłej ciasnocie dorożki — w szczęśliwem odosobnieniu od