Strona:John Galsworthy - Posiadacz.pdf/252

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Forsytowi, marnota, która znajduje pokupność, nie jest bynajmniej marnotą, wprost przeciwnie.
A jednak, bez względu na kryterjum zdrowego rozsądku, ustalające wartość dzieła sztuki zależnie od tego co ono przynosi, nie mogła, wyróżniająca się zawsze muzykalnością, ciotka Hester oprzeć się uczuciu żalu, że muzyka Franki nie jest „klasyczną“, tak samo zresztą, jak i jej poematy. Coprawda, jak mawiała, nie spotyka się człowiek już dzisiaj z prawdziwą poezją; wszystkie te obecne poematy są „lekkiemi drobiazgami“ jeno. Niema już ludzi, zdolnych do napisania takiego „Raju utraconego“ albo „Childe Harolda“, a przecież, po przeczytaniu każdego z tych utworów czuje się, że się przeczytało rzecz godną nazwy poezji. Mimo to, bardzo dobrze, że Franka znalazła coś, co wypełnia jej umysł i daje jej zajęcie, podczas kiedy inne dziewczęta biegają tylko po sklepach, wydając niepotrzebnie pieniądze. Obie ciotki, Jula i Hester, zawsze gotowe też były słuchać najnowszego opowiadania o uzyskaniu przez Frankę wyższego honorarjum.
Słuchały tego i teraz wraz z Swithinem, udającym, że nie zwraca na nie uwagi, młode dziewczyny paplały bowiem tak prędko i tak łykały wyrazy, że nie mógł nigdy uchwycić treści ich opowiadań.
— Nie mogą sobie wyobrazić — rzekła pani Septymusowa — jak ty to robisz. Nie odważyłabym się nigdy!
Franusia uśmiechnęła się.
— Wolę zawsze mieć do czynienia z mężczyzną niż z kobietą. Kobiety takie są przenikliwe!
— O, moja droga — żywo zaprzeczyła pani Smali — ja napewno nie jestem przenikliwa!
Eufemja wybuchnęla zwykłym swoim śmiechem, zrazu cichym, potem przechodzącym w pisk, jakgdyby ją ktoś dusił.
— O, doprowadzi mnie kiedyś ciotuchna do śmierci! Napewno!