Strona:John Galsworthy - Posiadacz.pdf/198

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Jakie straszne słowa, moja droga! Wyobraź sobie! Nie dba o powrócenie cało i zdrowo do domu! — zakończyła ciotka Jula wierne swoje sprawozdanie. — Co mogła mieć przez to na myśli?
Dziwna to była dla młodej dziewczyny opowieść. Słuchała jej, oblana bolesnym rumieńcem i, zerwawszy się nagle po krótkiem pożegnaniu ciotki uściskiem dłoni, wyszła z pokoju.
— Szorstko nieomal! — wyraziła się po jej odejściu ciotka Jula w rozmowie z ciotką Hester.
Jej sposób przyjęcia wiadomości posłużył za kanwę do snucia na tej osnowie dalszych kombinacyj. Jest wyraźnie zgnębiona. Musi więc być coś nie w porządku. Dziwne! Przecież ona i Irena takiemi są przyjaciółkami!
Wszystko to w szczególny sposób zbiegało się z szeptami i wzmiankami, krążącemi od pewnego czasu. Obie stare ciotki przypomniały sobie zdanie sprawy przez Eufemję o bytności młodej pary w teatrze — pana Bosinney’a zastać można zawsze podobno u Soamesów? O, tak, w samej rzeczy! Stale ma tam przebywać! Nic wyraźnego. Jedynie o największej, o najdonioślejszej prowokacji można było mówić otwarcie na Forsytowskiej Giełdzie. Maszyna ta była zbyt precyzyjnie skonstruowana; wystarczała lekka wzmianka, najdrobniejsze wyrażenie żalu czy wątpliwości, aby wprawić w drganie struny zbiorowej duszy rodzinnej — duszy tak współczującej, takiej wrażliwej! Nikt nie chciał przecież krzywdzić kogokolwiek tem wprawieniem jej w drganie. — Nie, nikomu nie śniło się o tem wcale! Wprawiali w ruch struny duszy i języki w najlepszych intencjach, w poczuciu, że każdy członek rodziny stanowi cząstkę zbiorowej duszy rodzinnej, każdy więc narazić ją może jednako na szwank.
Dużo też u podstawy tych ploteczek tkwiło pobudek serdeczności; prowadziły one często do składania wizyt