Strona:John Galsworthy - Święty.pdf/91

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

cywilizacji. Wszedł do kościoła bocznem wejściem. Pięć dni zaledwie nie był tu, ale ten krótki czas tak wypełniły różne wzruszenia, że pusty, tak dobrze znany gmach wydał mu się obcy. Przyszedł tu zupełnie bezwiednie, szukając jakiegoś oparcia, jakiejś wytycznej w nagłej zmianie, jaka zaszła w stosunku córek do niego. Stanął przy orle z bladego bronzu i wlepił wzrok w chór. Nowe śpiewniki były koniecznie potrzebne, — żeby tylko nie zapomniał ich zamówić! Oczyma poszukał witrażu, który ufundował dla uczczenia pamięci żony. Słońce stało jeszcze za wysoko, nie mogło więc wpadać przez szyby; snopem skośnych promieni rozzłociło dół witrażu, aż zajaśniał ciemną czerwienią. — W innym świecie! — Dziwnych wyrażeń używała Noel. Wzrok jego natknął się na lśniące w mroku organy; poszedł na górę i zaczął uderzać ciche, powiązane ze sobą akordy. Skończył i spojrzał wdół. Przestrzeń zamknięta strzelistemi murami i wysokim, sklepionym dachem, tonąca stale w półmroku, przerwanym gdzieniegdzie bladą plamą kolorowych szkieł, kwiatów, metalu i ciemnego drzewa — oddana jego pieczy, była ojczyzną jego i ostateczną ucieczką.
Nic nie poruszało się tam w dole — a jednak — czyż cisza nie była pełna tajemniczego życia, czyż zamknięte murami powietrze nie było przepojone dziwnem drżeniem, jakby wisiały w niem jeszcze dźwięki muzyki i szmer modlących się, błogosławiących głosów? Czyż cała ta przestrzeń nie była przepełniona obecnością świętości? Za oknami katarynka wygrywała swe melodje, jakiś wóz z turkotem toczył się po ulicznym bruku, woźnica nawoływał na konie; w oddali grzmiały armaty — były to odgłosy ćwiczeń wojennych; stukot kół niezliczonych wozów tworzył sieć splatających się dźwięków. Ale te odgłosy z zewnętrznego świata zmieniały się tu w ściszone szmery; cisza jedynie i półmrok były rze-