Strona:John Galsworthy - Święty.pdf/92

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

czywistością dla Piersona — małej, czarno odzianej postaci, gubiącej się w tej olbrzymiej, pustej przestrzeni.
Kiedy wyszedł z kościoła, było jeszcze za wcześnie, aby pójść do szpitala Leili; zamówił więc nowe śpiewniki i wstąpił do domu jednej ze swoich parafjanek, której syn zginął we Francji. Znalazł ją w kuchni; była to starsza kobieta; zarabiała na życie jako posługaczka. Wytarła dla proboszcza krzesło.
— Właśnie gotowałam sobie herbatę, sir.
— Filiżanka herbaty to świetna rzecz, Mrs. Soles.
Pierson usiadł, aby jej nie onieśmielać.
— Tak, ale wywołuje zgagę; piję teraz osiem do dziesięciu filiżanek dziennie. I do tego bardzo mocną. Nie mogę się obejść bez tego. Panienki, chwalić Boga, zdrowe, sir?
— Dziękuję, zdrowe. Panna Noel zaczyna się uczyć pielęgniarstwa.
— Boże wielki! Taka młodziutka; ale wszystkie młode panny teraz coś robią. Mam siostrzenicę, pracuje przy amunicji, zarabia ładny grosz. Co to chciałam powiedzieć — nie przychodzę teraz do kościoła. Od czasu jak mój syn został zabity, nie mam serca pójść gdziekolwiek — nie byłam w kinie przez trzy miesiące. Zaczynam płakać, jak się tylko wzruszę.
— Rozumiem. Ale w kościele znaleźlibyście spokój duszy.
Mrs. Soles potrząsnęła głową, mały skręcony węzełek bezbarwnych włosów chwiał się to w tę, to w ową stronę.
— Nie mogę sobie pozwolić na odpoczynek — rzekła. — Wolę siedzieć tu i pracować. Mój syn był dla mnie prawdziwym synem. Jedyna rzecz, jaka mi jeszcze przynosi ulgę, to herbata. Mogę panu zrobić w tej chwili świeżą filiżankę, sir.
— Dziękuję pani, Mrs. Soles, ale muszę już iść dalej. Powinniśmy się wszyscy cieszyć, że zobaczymy swoich