Strona:John Galsworthy - Święty.pdf/70

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
ROZDZIAŁ SIÓDMY.

Po wzruszeniach ostatnich trzech dni Pierson zbudził 6ię z uczuciem, jakiego doznaje załoga okrętu, przybijającego do brzegu. Takie uczucie ulgi jest objawem naturalnym, bywa jednak z reguły zwodnicze; wypadki bowiem są nietylko rodzicami przyszłości, ale także dziećmi przeszłości. Wydawało mu się, że powróciły dawne dobre czasy. Był w domu z obydwiema swemi córkami, przytem mógł wypoczywać — wakacje jego bowiem kończyły się dopiero za dziesięć dni. Teraz kiedy Jerzy miał się tak dobrze, Gracja z pewnością wróci do równowagi; teraz, kiedy Cyryl Morland odjechał, Noel wyleczy się z pewnością z tej młodzieńczej gorączki miłosnej. Może za dzień, dwa, o ileby się stan Jerzego nadal polepszał, mógłby pojechać gdzieś z Noel na ostatni tydzień urlopu. Tymczasem zaś mógł wypocząć równie dobrze w tym starym domu, który gromadził w sobie tyle szczęśliwych i bolesnych wspomnień, a towarzystwo jego dziewcząt będzie bezwątpienia równie miłe w domu, jak bywało podczas wakacyjnych wycieczek do Walji, czy Irlandji. Bardzo przyjemny był ten pierwszy ranek zupełnego próżnowania, spędzony już to przy fortepianie, już to przy jakichś błahych zajęciach w zacisznym saloniku, gdzie nic się nie zmieniło od śmierci żony. Nikt nie wiedział, że wrócił do Londynu; nie wi-