Strona:John Galsworthy - Święty.pdf/69

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

jej w oczach, odwróciła się szybko w kierunku domu. Ujrzała ojca. Twarz jego wyrażała zmęczenie i niepokój; szedł niepewnie, jak człowiek, który coś zgubił.
— Nolli — zawołał. — Dzięki Bogu! — W głosie jego brzmiała bezgraniczna ulga. — Dziecko drogie, gdzieś ty była?
— Wszystko w porządku, tatusiu. Cyryl właśnie odjechał na front. Pożegnałam go na stacji Charing Cross.
Pierson objął ją ramieniem. Weszli do domu, nie mówiąc słowa...

3.

Przy burcie okrętu stał Cyryl Morland, odsunięty od współtowarzyszy podróży o jakie dwie stopy, gdyż nie mógł wywalczyć więcej miejsca dla siebie — i patrzył na Calais, nierealne jak senna zjawa, nabierające z każdą chwilą coraz więcej blasku i życia w południowym skwarze. Mógł już słyszeć nawołujące z oddali armaty — głos otwierającego się przed nim, nowego życia. Dźwięk ten przejął drżeniem jego duszę, która zatracała się w uroku subtelnych, czarownych wspomnień, w nieodstępnej wizji Noel na tle trawy, zalanej księżycową poświatą pod ciemnym murem Opactwa. Ta chwila przejścia z dziwów w nowy dziw była zbyt silnem przeżyciem dla młodego chłopca, nieprzyzwyczajonego do wnikania w głębię własnego istnienia. Stał, patrząc ogłupiałym wzrokiem na Calais, podczas gdy grzmoty nowego życia waliły w jego namiętny, księżycowy sen.