Strona:John Galsworthy - Święty.pdf/363

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

nawet, żadnych szepczących, słodko pachnących liści, żadnego ptaka, żadnego małego, cicho stąpającego nocnego zwierzątka, z wyjątkiem szczurów; przebiegł ją dreszcz: wspomniała belgijskiego żołnierza malarza. Objęła mocno drzewko i przycisnęła do siebie jego gładki pień. Opadła ją fala tego samego beznadziejnego i bezsilnego buntu, który spowodował jej namiętny wybuch wobec ojca, w przeddzień jego odjazdu. Zabijani, rozdzierani na kawałki, miażdżeni; paleni i zabijani, jak Cyryl. Same młode stworzenia, jak to maleńkie drzewko.
Bum! Bum! Ziemia drży! A wszystko wkoło takie ciche, takie słodkie i ciche, poprzez sieć liści niebo lśni gwiazdami... — Nie zniosę tego! — pomyślała. Przycisnęła wargi, które słońce grzało przez cały dzień, do jedwabiście gładkiej kory. Ale drzewko w jej ramionach zdawało się nieczułe, drżało tylko podczas przydługich grzmotów armat. Przy każdem takiem głuchem dudnieniu życie i miłość gasły, jak płomyki świeczek na wigilijnej choince, zdmuchiwane jedna po drugiej. Oczom jej, przyzwyczajonym już teraz do panującej tu ciemności, zdawało się, że las nabiera powoli życia, jakby był jakąś wielką istotą, przyglądającą jej się bacznie; wielką istotą, o tysiącach ramion i oczu i o potężnem tchnieniu. Małe drzewko, które zdawało się takie przyjazne, przestało być dla niej źródłem pocieszenia, zatraciło swój indywidualny charakter i stopiło się z istotą ożywionego lasu, który patrzył na nią nieprzystępnie i chłodno; wszak była intruzem, pochodzącym z plemienia złośliwych stworzeń, które wyzwalały te wstrząsające grzmoty. Noel rozplotła„ramiona i cofnęła się. Jakaś gałąź drasnęła jej szyję, kilka liści uderzyło o jej oczy; uczyniła krok nabok, potknęła się o korzeń i upadła. Trafiło ją też uderzenie gałęzi, więc leżała oszołomiona nieco i drżąca z trwogi przed tą czarną, wrogą ciem-