Strona:John Galsworthy - Święty.pdf/296

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
ROZDZIAŁ DZIESIĄTY.

Pierson spędził prawie całą noc pośród pamiątek przeszłości, przeglądając swe urzędowe dokumenty i upominki z krótkiego okresu małżeńskiego pożycia. Myśl, która go opanowała w drodze do domu poprzez zalane księżycem ulice, podtrzymywała go na duchu podczas smętnego zajęcia, jakiem było porządkowanie papierów i niszczenie niepotrzebnych dokumentów. Nie dało mu to bynajmniej tyle pracy, ile można było przypuszczać, gdyż mimo swego rozmarzenia załatwia! zawsze wszystkie tyczące się parafji sprawy niezwykle dokładnie i sprawnie. A jednak niezliczone razy tej nocy przerywał pracę; obezwładniały go wspomnienia. Każdy drobiazg, szuflada, fotografja, papier — były ogniwem skuwającem, wiążącem go nierozerwalnie z przepędzonem tu życiem. Każdy mebel, każdy obraz, każdy kąt wywoływały w nim jakieś wspomnienie o jego pracy, czy żonie, czy córkach. Bezgłośnie, w pantoflach zeszedł na dół, zaczął obchodzić gabinet, jadalnię i salon. Gdyby go ktoś tak zobaczył krążącego po pokojach w mrocznem świetle, padającem na klatkę schodową, poprzez wysokie okno w korytarzu, pomyślałby pewnie: — Duch — duch, odprawiający żale nad smutnym stanem świata. Teraz, kiedy jeszcze był pod urokiem swego świeżo powziętego planu, musiał zdać sobie jasno sprawę z tego, jak wiele przeszłość znaczyła dla niego; musiał do-