Strona:John Galsworthy - Święty.pdf/29

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

znać, że słowa jej nie były pozbawione racji. Rzekł jednak:
— Moja droga, jesteś jeszcze dzieckiem. Małżeństwo jest jedną z najpoważniejszych rzeczy w życiu; znasz go dopiero trzy tygodnie.
— Wiem to wszystko, tatusiu — głos jej brzmiał tak niedorzecznie spokojnie. — Ale nie możemy sobie pozwolić na czekanie. Widzisz, on może nigdy nie wrócić, a wtedy straciłabym go na zawsze.
— Ależ Noel, gdyby miał nigdy nie wrócić, to będzie dla ciebie o wiele gorzej.
Wypuściła z ręki krzyżyk, chwyciła go za rękę i przycisnęła ją do serca. Głos jej ciągle jeszcze brzmiał spokojnie.
— Nie, tatusiu, o wiele lepiej. Myślisz, że nie umiem sobie zdać sprawy z moich uczuć, ale tak nie jest.
Pierson człowiek zmiękł, serce Piersona kapłana stwardniało.
— Nolli, prawdziwe małżeństwo, to związek dusz; a do tego potrzeba czasu. Trzeba czasu, aby się przekonać, czy macie te same upodobania i myśli, czy macie te same uczucia.
— Tak, wiem o tem; ale my je mamy.
— Nie można się poznać w ciągu trzech tygodni — nie wyrażaj się z taką pewnością.
— Ale nie żyjemy przecież w zwykłych czasach, prawda? Ludzie muszą się teraz śpieszyć ze wszystkiem. O, tatusiu! Bądź dobry! Mama zrozumiałaby mnie napewno i pozwoliłaby!
Pierson wysunął rękę z jej dłoni; zabolały go te słowa: przypominały mu stratę, przypominały mu, że nie umiał należycie zastąpić córkom matki.
— Posłuchaj, Nolli! — rzekł. — Mimo, że już tyle lat minęło od chwili, gdy od nas odeszła, jestem zawsze tak samo samotny, gdyż właściwie byliśmy jednem. Je-