Strona:John Galsworthy - Święty.pdf/28

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Każdy jest teraz w tej samej sytuacji, ale to nie może trwać wieki. A teraz, skoro jesteśmy zaręczeni, możemy być razem przez cały czas, aż dostanę pozwolenie na małżeństwo. A potem...
— Tatuś nie będzie zadowolony, że się nie pobierzemy w kościele, ale mnie to wszystko jedno!
Młody Morland patrzył na jej zamknięte oczy i na długie rzęsy, sięgające do policzków i myślał: — Mój Boże! Jakiż jestem szczęśliwy!
Jeszcze jedna, krótka godzina minęła, nim Noel uwolniła się z jego uścisku.
— Musimy teraz iść, Cyrylu. Pocałuj mnie raz jeszcze.
Zbliżała się pora obiadowa, kiedy pobiegli wdół.
Edward Pierson, powracający właśnie z wieczornego nabożeństwa, podczas którego czytał tekst z biblji, ujrzał ich zdaleka i zacisnął wargi. Niepokoiła go ich długa nieobecność! Jak powinien był postąpić? Czuł się dziwnie obcy i nieporadny wobec marzeń młodej miłości. Kiedy tego samego wieczora otworzył drzwi swojego pokoju, ujrzał Noel, siedzącą w szlafroku na oknie. Zalewał ją całą blask księżyca.
— Nie zapalaj światła, tatusiu, chcę ci coś powiedzieć.
Wzięła do ręki mały, złoty krzyż, wiszący na jego kamizelce i zaczęła się nim bawić.
— Jestem zaręczona z Cyrylem; chcemy się pobrać w tym tygodniu.
Słowa te były dla Edwarda Piersona, jak uderzenie obuchem. Nie zważając na jego okrzyk mówiła śpiesznie dalej:
— Widzisz, my się musimy pobrać; Cyryl może lada dzień wyruszyć w pole.
Pomimo swego bolesnego zmieszania musiał przy-