Strona:John Galsworthy - Święty.pdf/275

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Och, nie! Och, nie! Nie krzywdzę cię — nie chcę cię krzywdzić. Nigdy cię więcej nie skrzywdzę. Już to raz zrobiłam.
— A więc dobrze, dziecko drogie! Wróć zatem ze mną do domu i zobaczymy, co się da zrobić! Nie można załatwić takiej sprawy ucieczką.
Noel wypuściła jego rękę ze swojej.
— Dwa razy zrobiłam, jakeś mi kazał i za każdym razem krok był fałszywy. Gdybym nie była poszła w niedzielę do kościoła, aby ci sprawić przyjemność, możeby nigdy nie było do tego doszło. Ty nie widzisz niczego, tatusiu. A ja wiem wszystko, choć siedziałam w pierwszej ławce. Wiem, jak wyglądały ich twarze i co sobie myśleli.
— Człowiek powinien postępować tak, jak należy, i nie baczyć na nic.
— Tak, ale czy my wiemy, jak należy postępować? Wiem, że nie powinnam cię krzywdzić i nie uczynię tego.
Pierson zrozumiał nagle, że przekonywać córkę było rzeczą bezcelową.
— A więc cóż chcesz uczynić?
— Przypuszczam, że pojadę jutro do Kestrel. Ciocia chętnie mnie przyjmie, wiem o tem; pomówię jeszcze z Leilą.
— Cokolwiek postanowisz, przyrzeknij mi, że mi dasz znać.
Noel skinęła głową.
— Tatusiu, wyglądasz tak strasznie, strasznie zmęczony! Czekaj, dam ci zaraz lekarstwo. — Podeszła do małego, trójkątnego kredensu i pochyliła się. Lekarstwo! Nie potrzebował lekarstwa dla ciała; jasne poczucie obowiązku — to jedynie mogło go uleczyć!
Głośny wystrzał korka wyrwał go z zamyślenia.
— Co ty robisz, Nolli?