Strona:John Galsworthy - Święty.pdf/264

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
ROZDZIAŁ SIÓDMY.
1.

Po odejściu gościa Pierson zaczął chodzić tam i zpowrotem po swym gabinecie. Serce wezbrało mu gniewem. Córka — albo parafja! Stary przywilej, streszczający się w słowach: „Anglik jest panem w swym domu“ został naruszony przez tę wizytę. Więc nie wolno mu dać schroniska własnej córce, nie wolno jej pomóc, by drogą jawnej pokuty odzyskała silę i spokój duszy? Czyż nie postąpił, jak prawdziwy chrześcijanin, czyż nie obrał najcięższej bezsprzecznie drogi dla siebie zarówno jak i dla córki? Miał więc odstąpić od tego postanowienia i narazić duszę swego dziecka, lub też zrezygnować ze swego probostwa — co za brutalne alternatywy! Wszystko, co go tu otaczało, było dla niego ośrodkiem świata, jedynem miejscem, gdzie tak samotny, jak on, człowiek mógł się czuć mniej więcej w domu; był związany tysiącem nici ze swym kościołem, ze swymi parafjanami, z tym domem — a żyć w nim dalej po zgłoszeniu rezygnacji było wprost niemożliwością. Głownem jednak uczuciem, jakie go teraz przepełniało, był gniew i zdumienie, że został w ten sposób zaatakowany przez swoich parafjan za to, iż spełnił swój obowiązek.