Strona:John Galsworthy - Święty.pdf/261

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

widzieli? Czy pamiętasz naszego starego Blokeway‘a: Spotkałem go dopiero wczoraj. Nic się nie zmienił. Strasznie się cieszę, że cię znowu widzę. — Zaśmiał się cichym, nerwowym śmiechem. Potem mówił przez chwilę o wojnie i dawnych dniach, spędzonych w College, a Pierson patrzył na niego i myślał: — W jakim celu tu przyszedł?
— Masz mi coś do powiedzenia, Alec? — rzekł w końcu.
Kanonik Rushbourne pochylił się naprzód i odparł z widocznym wysiłkiem:
— Tak; chciałem z tobą pogadać, Edwardzie. Przypuszczam, że mi tego nie weźmiesz za złe. Prawda?
— Dlaczego miałbym ci to brać za złe?
Oczy kanonika Rushbourne‘a błyszczały bardziej, niż zwykle; wyraz jego twarzy był szczerze przyjazny.
— Wiem, że masz wszelkie prawo powiedzieć: pilnuj swego nosa. Postanowiłem sobie jednak przyjść do ciebie jako przyjaciel, w nadziei, że zdołam cię ocalić od... hm... — zająknął się i zaczął na nowo: — Powinieneś wiedzieć, że twoje stanowisko w parafji jest... hm... bardzo niewyraźne. Nie popełnię niedyskrecji jeżeli ci powiem, że kilka listów nadeszło do twoich przełożonych. Może rozumiesz, co mam na myśli. Wierz mi, drogi przyjacielu, że powoduje mną jedynie moje długoletnie przywiązanie do ciebie; zapewniam cię, że nie powodowałem się niczem innem.
W ciszy, jaka zapadła, słychać było jego sapiący oddech, jak u człowieka, który cierpi na lekką astmę; gładził bezustannie grube kolana w czarnych spodniach, a oblicze jego promieniało zatroskaną serdecznością. Słońce oświetlało jasno te dwie czarne postacie, tak bardzo od siebie różne. W jaskrawem świetle znoszone ich ubrania wpadały w ledwo widoczny zgniło-zielonawy odcień, właściwy sukniom księży.