Strona:John Galsworthy - Święty.pdf/236

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

brze? I pracuje znów w szpitalu? A jak się ma drogi ojciec? Ich zdaniem schudł i zmizerniał. Ale teraz, skoro Gracja wróciła... Jakże okropnie wojna rozdziela żony od mężów! A czyje jest to słodkie maleństwo, które mają w domu?
— Moje — odparła Noel i przeszła mimo nich prosto przed siebie ze wzniesioną głową. Wyczuwała każdym swym nerwem urażone, spłoszone i zdziwione do żywego spojrzenia tych szczerze przyjaznych jej osób, pozostałych za nią na chodniku, wyczuwała, jak powoli odzyskują znowu panowanie nad sobą i idą dalej, zapewne bez słowa, a potem na rogu nawiązują rozmowę: — Co się Noel stało? Co chciała przez to powiedzieć? — Wyciągnęła z kieszeni małą złotą obrączkę i cisnęła ją z całej siły w krzaki rosnące na skwerze przed domem. Przyniosło to doraźną ulgę jej nerwom napiętym do ostateczności; weszła do mieszkania zupełnie opanowana. Było już dawno po obiedzie, ale ojciec nie wyszedł jeszcze, spotkała go teraz w hallu; wciągnął ją za sobą do jadalni.
— Musisz coś zjeść, drogie dziecko — rzekł. Podczas, kiedy starała się przełknąć potrawy, które ojciec kazał dla niej zostawić, stał przy kominku w swej ulubionej pozycji, z nogą opartą o kratę, ujmując ręką gzyms.
— Życzeniu twemu stało się zadość, tatusiu — rzekła bezbarwnym głosem. — Wszyscy już teraz wiedzą. Powiedziałam panu Lauderowi i monsieur i Dinnafordom.
Widziała, jak palce jego rozprostowały się i chwyciły ponownie za gzyms kominka.
— Cieszę się z tego — rzekł.
— Ciotka Thirza kazała mi nosić obrączkę, ale wyrzuciłam ją.
— Najdroższe dziecko — zaczął i przerwał, tak silnie drżały mu usta.