Strona:John Galsworthy - Święty.pdf/195

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

cy; stangret ich został bowiem wzięty do wojska, a konie zarekwirowane.
Noel była zmęczona i blada, ale spokojna — zbyt spokojna. Thirza miała wrażenie, że wypiękniała bardzo. Rysy wysubtelniały, oczy pełne były zamyślenia. W powozie ujęła jej rękę i uścisnęła ją mocno. Prócz tego uścisku i zdawkowych słów Noel: — Dziękuję ci bardzo, ciociu, żeś mi pozwoliła przyjechać; jesteście dla mnie obydwoje strasznie dobrzy — nie poruszały obie drażliwego tematu.
— Niema nikogo w domu, moja droga, prócz starej niani. Boję się, że będzie ci się bardzo nudziło; ale myślalam, żeby cię nauczyć gotowania; to się bardzo przyda.
Uśmiech, który przebiegł po twarzy Noel, zabolał Thirzę.
Przygotowała dla Noel tym razem inny pokój niż zwykle. Na kominku płonął ogień, na stole stały chryzantemy i lśniące miedziane świeczniki, wszystko urządzone było nadzwyczaj miło.
Wieczorem odprowadziła dziewczynę na górę, zatrzymała się na chwilę przy ogniu i rzekła:
— Wiesz, Nolli, nie mogę tego absolutnie uważać za nieszczęście. Dać komuś życie w dzisiejszych czasach, powinno uszczęśliwiać, bez względu na warunki, w jakich się to dzieje. Szkoda, że jestem już na to za stara; wtedy czułabym, że jeszcze mogę się na coś przydać. Dobranoc, moja droga; jeżeli będziesz czegoś potrzebowała, zapukaj w ścianę. Jestem obok. Bóg z tobą!
Po bladej twarzy Noel poznała, że dziewczyna była silnie wzruszona mimo pozornej obojętności; wyszła z pokoju zdziwiona umiejętnością bratanicy panowania nad sobą.
Nie spala jednak dobrze; widziała przed sobą ustawicznie Noel, rzucającą się w swem wielkiem łóżku;