Strona:John Galsworthy - Święty.pdf/191

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

ścią wobec własnej płci: powiedzieć nieprawdę, nielojalnością wobec męża. Na decyzję jej wpłynął ostatecznie wzgląd na faktyczny stan rzeczy, nie na zasady. Bob powie pewnie za chwilę: — Dawaj ten list, — a wtedy będzie to musiała uczynić. Rzekła więc spokojnie:
— Pamiętasz ten wieczór, kiedy Cyryl Morland odjechał, a Noel zachowała się tak dziwnie? Widzisz, mój kochany, Nolli będzie miała dziecko z początkiem marca. Biedny chłopak nie żyje — poległ za ojczyznę.
Widziała, jak krew czerwoną falą napłynęła do jego twarzy.
— Co?
— Biedny Edward jest straszliwie zdenerwowany. Musimy zrobić wszystko, co w naszej mocy. Mam wyrzuty sumienia. — Instynkt kazał jej użyć tych słów.
— Ty masz wyrzuty sumienia? Nonsens! Ten młody... — urwał.
Thirza rzekła spokojnie:
— Nie, Bob; jestem pewna, że z tych dwojga, winę ponosi Noel; była tego dnia w desperackim nastroju. Czy nie pamiętasz wyrazu jej twarzy? Ach, ta wojna! Przewróciła cały świat do góry nogami. W tem leży jedyna pociecha, wszystko teraz jest nienormalne.
Bob Pierson posiadał w znacznie silniejszym stopniu, niż większość ludzi, tajemnicę szczęścia, gdyż umiał utonąć w chwili obecnej aż do utraty świadomości. Czy jadł jajko, czy ścinał drzewo, czy siedział w Trybunale, czy robił rachunki, czy sadził ziemniaki, czy patrzył na księżyc, czy jechał na swym kucu, czy czytał ustęp z Biblji — czynił to całą duszą, żadna cząstka jego jaźni nie stała na boku, aby patrzeć jak postępuje lub zastanawiać się, czemu tak właśnie postępuje, a nie inaczej, czy lepiej. Rósł, jak drzewo korkowe; postępował jak wielki, łagodny pies. Smutki jego, gniewy i radości pro-