Strona:John Galsworthy - Święty.pdf/188

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Nie płacz! — powiedziała i odwróciła się twarzą do ściany.
Pierson zwalczył wzruszenie i rzekł całkiem spokojnie:
— Czy wolisz zostać w domu, dziecko drogie, czy chcesz się udać gdzieindziej?
Noel zaczęła się niespokojnie rzucać na poduszce, jak dziecko w gorączce, któremu włosy weszły do oczu i ust.
— Och, nie wiem; co za różnica?
— Kestrel... Czy nie chciałabyś tam pojechać? Twoja ciotka — mógłbym napisać do niej.
Noel patrzyła na niego przez chwilę; przechodziła najwidoczniej wewnętrzną walkę.
— Tak, — rzekła, — pojechałabym, tylko, żeby wujcia Boba nie było.
— Możeby wuj przyjechał tu do mnie, żeby mi dotrzymać towarzystwa.
Odwróciła głowę; widział, że znowu rzuca się niespokojnie pod kołdrą.
— Nie zależy mi na tem, — rzekła; — wszystko jedno, gdzie.
Pierson położył chłodną dłoń na czole córki.
— Spokojnie! — rzekł i ukląkł koło łóżka. — Ojcze miłosierny — szepnął — daj nam siłę do przetrwania tej straszliwej próby. Weź me ukochane dziecko pod Twoją opiekę i, wróć jej spokój duszy; i oświeć mnie i pokaż mi jak zgrzeszyłem, jak zawiniłem wobec Ciebie i wobec niej. Oczyść nasze serca i wzmocnij serce mego dziecka i moje serce.
Myśli jego biegły dalej, nieskładne i zmęczone, formując zdania modlitwy; przerwał mu głos Noel:
— Wcale nie zawiniłeś; czemu mówisz o winie — przecież to nieprawda; i nie módl się za mnie, tatusiu.
Pierson podniósł się z klęczek i odsunął się od łóżka. Czuł się niemile dotknięty jej słowami, a jednocześnie