Strona:John Galsworthy - Święty.pdf/179

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

która nie odrywała wzroku od jego twarzy. Przypatrywała mu się z obojętnością, jakby już dawno przestała zastanawiać się nad swym losem, pozostawiając te rozmyślania innym.
— To smutne, — rzekł; — bardzo, bardzo smutne.
— Tak, — szepnęła Mrs. Michett; — właśnie to samo mówię Hildzie.
Dziewczyna spuściła na chwilę oczy, potem zaczęła się znowu przypatrywać z obojętnością Piersonowi.
— Jak się ten młody człowiek nazywa i w jakim pułku służy? Możeby mógł dostać urlop, przyjechać i ożenić się odrazu z Hildą.
Mrs. Michett pociągnęła nosem.
— Ona nie chce powiedzieć, sir. No, Hilda, powiedz księdzu proboszczowi. — W głosie jej brzmiała szczerze błagalna nuta. Dziewczyna potrząsnęła przecząco głową. — Taka już jest, sir; ani słowa nie chce powiedzieć. Darmo jej mówię: Musimy wobec tego myśleć, że było ich więcej, niż jeden. A to wstyd dla nas!
Dziewczyna ciągle jeszcze milczała.
— Niech pan sam z nią pomówi, sir; ja już doprawdy nie wiem, co mam robić.
— Dlaczego nie chcesz nam dać odpowiedzi, moje dziecko? — rzekł Pierson. — Jestem pewny, że chłopak będzie chciał zrobić, co do niego należy.
Dziewczyna potrząsnęła przecząco głową i przemówiła poraź pierwszy:
— Nie wiem, jak się nazywa.
Twarz Mrs. Michett drgnęła.
— Mój Boże! — rzekła. — I pomyśleć, że nam nigdy nawet i tego nie powiedziała!
— Nie wiesz, jak się nazywa? — szepnął Pierson. — Ale jakże, jakże mogłaś — przerwał, ale twarz jego zasępiła się. — Przecież z pewnością nigdy nie zrobiłabyś