Strona:John Galsworthy - Święty.pdf/142

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

i zagryźć je, by powstrzymać potok łez. — A pozatem sama nigdybyś tego nie zrobiła.
Gracja chciała podejść do siostry, ale zatrzymała się w połowie drogi i siadła na łóżku. Noel powiedziała prawdę. Nigdyby tego sama nie zrobiła, i to przeświadczenie właśnie zabijało jej miłość i współczucie dla Nolli, choć szczerze pragnęła jej pomóc. Jakie to okropne, jakie rozpaczliwe, jakie upokarzające! Jej własna siostra, jedyna siostra, w położeniu tych wszystkich biednych, źle wychowanych dziewcząt, które się zapomniały! A ojciec — ich ojciec! Do tej chwili prawie wcale o nim nie myślała, zajęta wyłącznie obrazą, jakiej doznała jej własna duma. Słowo „tatuś!“ wymknęło jej się mimowoli.
Noel zadrżała.
— Ach, ten chłopak! — rzekła Gracja nagle. — J em u nie mogę wybaczyć. Tyś nie wiedziała, co czynisz — on wiedział. To było, to było... — Na widok twarzy Noel, zamilkła.
— Wiedziałam, co robię — rzekła. — To moja wina. Był moim mężem tak samo, jak Jerzy twoim. Jeżeli powiesz jedno słowo przeciw niemu, nie odezwę się do ciebie nigdy więcej. Cieszę się, tak samo jak i tybyś się cieszyła, gdybyś miała mieć dziecko. Jedyna różnica w tem, że tyś miała szczęście — a ja nie. — Wargi jej zadrżały znowu. Umilkła.
Gracja wlepiła w siostrę zdziwiony wzrok. Brak jej było w tej chwili Jerzego — pragnęła wiedzieć, co on o tem myślał i co czuł.
— Czy będzie ci przykro, jeżeli powiem Jerzemu?
Noel potrząsnęła przecząco głową.
— Nie; teraz już nie. Możesz powiedzieć, komu chcesz. — Rozpacz ukryta za maską obojętności ubodła Grację nagle w samo serce. Wstała i objęła siostrę ramieniem.