Strona:John Galsworthy - Święty.pdf/141

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

więc pożegnał się z niemi w hallu nie zauważywszy niczego, poza tem, że były trochę milczące; wszedł do gabinetu i zaczął przeglądać życiorys Sir Thomasa Moora. Korciło go, aby pokazać Jerzemu, który miał przyjechać wieczorem, pewien znajdujący się tam ustęp.
Gracja i Noel udały się na górę; wargi miały mocno zaciśnięte, oczy odwrócone. Obie były bardzo blade. Kiedy stanęły przed drzwiami pokoju Gracji — pokoju, w którym kiedyś mieszkała ich matka — Noel chciała iść dalej, ale Gracja chwyciła ją za rękę i powiedziała: — Wejdź! — W pokoju płonął jasny ogień, obie siostry stanęły przed nim, każda po jednej stronie kominka, chwytając rękoma za gzyms, zapatrzone w płomienie. W końcu Noel przesłoniła oczy jedną ręką i rzekła:
— Prosiłam ją, by ci powiedziała.
Gracja wykonała nieporadny ruch, jak człowiek, którym targają dwa silne uczucia i który pragnie poddać się tylko jednemu.
— To straszne — powiedziała tylko.
Noel skierowała się ku drzwiom.
— Stój, Nolli!
Noel zatrzymała się z ręką na klamce.
— Nie chcę niczyjego współczucia i niczyjego przebaczenia. Chcę, by mnie zostawiono w spokoju.
— Jakże cię można zostawić?
Fala rozpaczy wezbrała w sercu Noel.
— Nienawidzę współczucia ze strony ludzi, którzy nie mogą zrozumieć, — zawołała namiętnie, — nie trzeba mi niczyjego współczucia. Mogę każdej chwili odejść i nie pokazać się nikomu więcej na oczy.
Słowa „nie mogą zrozumieć“ ubodły Grację.
— Ja mogę zrozumieć, — rzekła.
— Nie możesz; nigdyś go nie widziała. Nie widziałaś nigdy — wargi jej drżały tak silnie, że musiała przerwać