Strona:John Galsworthy - Święty.pdf/140

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

jechali prosto do szpitala po Noel. Leila przyszła do nich do poczekalni, a Pierson, w przekonaniu, że będą mogły same swobodniej pomówić o stanie zdrowia Noel, przeszedł do pokoju rekonwalescentów, gdzie przypatrywał się dwu żołnierzom, grającym w „tiwoli“. Kiedy wrócił do małego salonu, obie kobiety stały jeszcze koło kominka, rozmawiając półgłosem. Gracja musiała się najwidoczniej pochylić nad ogniem, gdyż twarz miała zaczerwienioną i jakby spuchniętą a oczy zmętniałe od żaru.
Leila rzekła swobodnie:
— No i cóż, Edwardzie, czy moi żołnierze nie są rozkoszni? Kiedy pójdziemy znów razem na koncert?
Była także zarumieniona i wyglądała całkiem młodo.
— Mój Boże! Żeby to można robić, co się pragnie.
— Pięknie powiedziane, Edwardzie; ale tyś powinien — przydałoby ci się. — Potrząsnął przecząco głową i uśmiechnął się.
— Jesteś kusicielką, Leilo. Czy nie chciałabyś być tak dobra i powiedzieć Noel, że może z nami wrócić do domu? I czy mogłabyś ją zwolnić na jutro?
— Na jak długo tylko zechcesz; potrzeba jej odpoczynku. Nie powinniśmy jej byli pozwolić pracować po takiem przejściu — to mój błąd, niestety. Myślałam, że praca będzie dla niej najlepszem lekarstwem.
Pierson zauważył, że Gracja przeszła koło niego i wyszła z pokoju. Wyciągnął do Leili rękę i podążył za córką. Usłyszał za sobą mały okrzyk niezadowolenia, jaki czasem wydaje kobieta, kiedy nadepta na własną spódnicę, lub kiedy ją spotka jakieś inne potężne niepowodzenie. W tej chwili ujrzał Noel w hallu i zdał sobie niejasno sprawę, że jest ośrodkiem trójkąta trzech kobiet, których oczy porozumiewają się ukradkiem. Siostry ucałowały się; usiadł między niemi w aucie. Ponieważ był najmniej spostrzegawczy ze wszystkich ludzi na świecie,