Strona:John Galsworthy - Święty.pdf/134

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

umiał ocenić jego doniosłość, a jednak w głębi duszy uznawała postępowanie Noel, cieszyła ją ta godzina życia i miłości, wyrwana z paszczy śmierci.
— Czy on musi kiedykolwiek wiedzieć? — rzekła.
— Nie umiałabym nigdy okłamać tatusia. Ale to nie ma znaczenia. Pocóż żyć dalej, gdy komuś życie zbrzydło?
Za oknem słońce świeciło jasnym blaskiem, choć październik dobiegał już końca. Leila podniosła się z klęczek. Stanęła przy oknie i zaczęła z natężeniem myśleć.
— Moja kochana — rzekła w końcu — nie bądź przesadna. Spójrz na mnie! Miałam dwóch mężów i — i — powiedzmy, dość burzliwe życie. Byłam raz pod wozem, raz na wozie, mogę też śmiało powiedzieć, że czeka mnie jeszcze niejedna zgryzota, a mimo to nie dam się. I ty także się nie daj. Piersonowie są dzielnymi ludźmi; nie wolno ci zdradzić własnej krwi. Tego nikomu nie wolno. Twój chłopak kazałby ci przetrwać. To są twoje,,okopy“ i nie dasz się chyba pognębić?
Kiedy skończyła mówić, zapadło długie milczenie, zanim Noel rzekła:
— Daj mi papierosa, Leilo.
Leila podała jej małą, płaską papierośnicę, którą nosiła przy sobie.
— To mi się podoba — rzekła. — W twoim wieku niema rzeczy nieuleczalnych. Wogóle istnieje tylko jedna rzecz nieuleczalna — starzenie się.
Noel zaśmiała się:
— I to wkońcu jest uleczalne, prawda?
— Ale trzeba się poddać.
Znowu zapadło milczenie. Niebieski dym z dwóch szybko spalających się papierosów wznosił się pod niski sufit. Potem Noel wstała z tapczanu i podeszła do fortepianu. Miała na sobie jeszcze szpitalny ubiór z bladoliljowego płótna i podczas kiedy tak stała, dotykając