Strona:John Galsworthy - Święty.pdf/135

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

klawiszy i uderzając od czasu do czasu jakiś akord, serce Leili skurczyło się bolesnem współczuciem. Była teraz właśnie taka szczęśliwa, a to dziecko takie strapione!
— Zagraj mi coś — rzekła; — albo lepiej nie, ja ci zagram.
Usiadła i zaczęła grać i śpiewać małą francuską piosenkę, zaczynającą się od słów: „Si on est jolie, jolie comme vous“. Melodja była słodka, wesoła, czarująca. Jeżeli pobudzi Noel do łez, tem lepiej. Ale Noel nie płakała. Odzyskała nagle panowanie nad sobą. Mówiła spokojnie, odpowiadała na pytania Leili zrównoważonym głosem i powiedziała, że pójdzie do domu. Leila wyszła z nią razem i odprowadziła ją w kierunku domu. Była zmartwiona, ale w głębi duszy zdziwiona. Na środku Portland Place Noel zatrzymała się i rzekła:
— Czuję się teraz zupełnie dobrze, Leilo; dziękuję ci bardzo. Pójdę prosto do domu i położę się. A jutro przyjdę jak zwykle. Dowidzenia!
Leila zdołała jej tylko uścisnąć rękę i powiedzieć:
— To wspaniale, moja droga. Pamiętaj też, że niejedno się jeszcze może zmienić — a pozatem — teraz jest wojna.
Wypowiedziawszy te słowa dla niej samej niezupełnie jasne, odprowadziła wzrokiem powoli oddalającą się postać dziewczyny; potem zaczęła iść w kierunku szpitala zatroskana i pełna współczucia.

2.

Noel nie wróciła jednak prosto do domu; poszła wdół Regent Street. Odczuła ulgę. Żywotność doświadczonej kuzynki wywarła na nią kojący wpływ, uczepiła się też nowych myśli, które jej Leila podsunęła: — W takim razie nie odszedł od ciebie w zupełności, prawda? Pozatem teraz jest wojna. — Ponadto Leila