Strona:Joanna Grey.djvu/124

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
JOANNA.

Źle grasz o mój stary!
Czy uczyć mistrza mego? mam na końcu...
Graj śmiało... powiedz Guilfordowi, proszę
Niech mi oszczędzi chwil pożegnania —
Mogłabym zmięknąć — zwątpić! o! broń Boże!
Tobie zaś powiem, żem mu przebaczyła,
Lecz nie zapomnę tam! nawet, że serce
Tak strasznie rozdarł — co go tak — kochało!

(słychać huk dział)

Co to? dla czego uderzają w działa?

AYLMER.

Filip hiszpański właśnie wylądował.

JOANNA.

A! straszne żniwo dzień ten przygotował...
Proszę cię także — ten naszyjnik drogi
Przedaj — kup domek — ogródek maleńki
Dla Alastora — on taki ubogi
I nieszczęśliwy... daj mu niezawisłość!...

AYLMER.

Dobrze — jak każesz. —

JOANNA.

Sadderowi także
Ten pierścień oddaj — rzeczy me kobietom
Co mi służyły — a tobie tę księgę
Z dziełmi Platona, tę szkatułkę moją!
Wracaj do Niemiec!...

AYLMER.

Nie długo mi światu!
Złamany jestem — filozofia cała,
Przy stracie twojej — czczą się okazała!
Ale nim zginę — od domu do domu
O tobie powiem... wszystkim ludziom ziemi — —
Złamanym!... (opiera głowę na stole w ręce ukrytą).

JOANNA.

Mistrzu! żołnierz ideału
Idzie niezłomnie — wytrwale — pomału,
A kiedy przyjdzie najważniejsza chwila